Stworzyłam zaczątek człowieka. Stało się. Dwie krechy na teście pojawiły się w sobotnie popołudnie. Nie z pierwszego moczu, powiedziałabym raczej, że z piętnastego. W toalecie w sklepie, gdzie strasznie śmierdziało. Jak tam wchodziłam, to już wiedziałam, że tym razem je naprawdę zobacze. W piątek jechaliśmy na wesele naszych przyjaciół. Oczywiście jeszcze przed wyjazdem nasikałam na test, żeby się upewnić, że mogę się spokojnie napić za zdrowie młodych. Na teście było biało- klasyka, ale mimo to alkohol wyjątkowo mi nie smakował. Nie skojarzyłam o co może chodzić. Wróciliśmy do domu w sobotę rano. M. siedział na toalecie, ja się przebierałam. Złapałam się za biust i stwierdziłam, że jest wyjątkowo twardy, dałam M. do pomacania. Przyznał mi rację i dodał "a może jesteś w ciąży?". No i wtedy już wiedziałam. Wsiadłam w auto i pojechałam po test. Stwierdziłam, że nie będę czekać ani minuty dłużej i w sklepowej toalecie, z jakąś inną babką za ścianą, wysikałam sobie dziecko...
"Każdy centymetr ciała boli, ale najbardziej boli dusza. Ból zwala z nóg, nie pozwala oddychać, serce przestaje pompować krew, a w żyły stają się puste. Głuchy pogłos odbija się od ścian mojego ciała. Chciałabym teraz zasnąć i przezimować ten fatalny czas. Może nawet nigdy się już nie obudzić." Zapisałam to w swoim notesie dzień po tym, jak poroniłam po raz drugi. Teraz, z perspektywy czasu wiem, że bolało mniej, niż myślałam. Straszne jest, że nabywamy doświadczenia w sytuacjach jak ta. Że ronienie w ciszy własnego domu przestaje być straszne, bo wiesz, co Cię czeka. Czekasz na wszystkie fizyczne etapy wykrwawiania swojego marzenia, bo to dla Ciebie już nie pierwszyzna. Nie boisz się tego, co czeka za zakrętem. Pamiętam siebie wtedy. Leżałam w naszym łóżku, a dookoła mnie usypała się puchata kołderka z wysmarkanych chusteczek i papierków po zjedzonych cukierkach. Leżałam i czekałam, aż minie. Troche płakałam, ale głównie gapiłam się w plamę na ścianie po zabitym komarze...