"Każdy centymetr ciała boli, ale najbardziej boli dusza. Ból zwala z nóg, nie pozwala oddychać, serce przestaje pompować krew, a w żyły stają się puste. Głuchy pogłos odbija się od ścian mojego ciała. Chciałabym teraz zasnąć i przezimować ten fatalny czas. Może nawet nigdy się już nie obudzić."
Zapisałam to w swoim notesie dzień po tym, jak poroniłam po raz drugi. Teraz, z perspektywy czasu wiem, że bolało mniej, niż myślałam. Straszne jest, że nabywamy doświadczenia w sytuacjach jak ta. Że ronienie w ciszy własnego domu przestaje być straszne, bo wiesz, co Cię czeka. Czekasz na wszystkie fizyczne etapy wykrwawiania swojego marzenia, bo to dla Ciebie już nie pierwszyzna. Nie boisz się tego, co czeka za zakrętem.
Pamiętam siebie wtedy. Leżałam w naszym łóżku, a dookoła mnie usypała się puchata kołderka z wysmarkanych chusteczek i papierków po zjedzonych cukierkach. Leżałam i czekałam, aż minie. Troche płakałam, ale głównie gapiłam się w plamę na ścianie po zabitym komarze. Fizyczność była mi znajoma, więc było jakoś łatwiej.
Tak naprawdę, nawet nie pamiętam daty. Jakoś w październiku, tyle wiem. Pierwszy raz wyrył się w moim ciele jak blizna, wiem kiedy, wiem o której, wiem kiedy zaszłam i kiedy miałam urodzić. Drugi raz był już zwyklejszy.
Nigdy nie miałam do siebie żalu, że nie jestem w stanie urodzić. Nie obwiniałam siebie, ani swojego ciała. Dla mnie, jest to raczej rodzaj loterii, że to akurat ja. Wiadomo, czasem zastanawiam się co robię nie tak, czy jestem jakimś wyjątkowo złym człowiekiem, że spotyka mnie w życiu tyle złego. Czy zasłużyłam, czy w jakimś momencie zawiodłam. Ale nie, nie obwiniam siebie. Jedyna rzecz, którą mogę sobie zarzucić, to właśnie to, że nie traktuję swoich poronień równo. To trochę tak, jakbym jedno hipotetyczne dziecko kochała bardziej, niż drugie, a przecież wcale tak nie jest. Pustka w sercu ma ten sam rozmiar, ale wiedza o tym co dalej jest jak ukojenie.
Dziś powinnam być w końcówce drugiej ciąży, a zamiast tego wysikuje kompulsywnie kolejne testy licząc, że zobaczę jakiś cień linii, mimo, że jest tak bardzo za wcześnie. Lekarze mówią, że prawdopodobnie poronię po raz trzeci, ale to mnie nie powstrzymuje. Kiedyś przecież będę mamą, muszę tylko jeszcze trochę zaczekać.
Zapisałam to w swoim notesie dzień po tym, jak poroniłam po raz drugi. Teraz, z perspektywy czasu wiem, że bolało mniej, niż myślałam. Straszne jest, że nabywamy doświadczenia w sytuacjach jak ta. Że ronienie w ciszy własnego domu przestaje być straszne, bo wiesz, co Cię czeka. Czekasz na wszystkie fizyczne etapy wykrwawiania swojego marzenia, bo to dla Ciebie już nie pierwszyzna. Nie boisz się tego, co czeka za zakrętem.
Pamiętam siebie wtedy. Leżałam w naszym łóżku, a dookoła mnie usypała się puchata kołderka z wysmarkanych chusteczek i papierków po zjedzonych cukierkach. Leżałam i czekałam, aż minie. Troche płakałam, ale głównie gapiłam się w plamę na ścianie po zabitym komarze. Fizyczność była mi znajoma, więc było jakoś łatwiej.
Tak naprawdę, nawet nie pamiętam daty. Jakoś w październiku, tyle wiem. Pierwszy raz wyrył się w moim ciele jak blizna, wiem kiedy, wiem o której, wiem kiedy zaszłam i kiedy miałam urodzić. Drugi raz był już zwyklejszy.
Nigdy nie miałam do siebie żalu, że nie jestem w stanie urodzić. Nie obwiniałam siebie, ani swojego ciała. Dla mnie, jest to raczej rodzaj loterii, że to akurat ja. Wiadomo, czasem zastanawiam się co robię nie tak, czy jestem jakimś wyjątkowo złym człowiekiem, że spotyka mnie w życiu tyle złego. Czy zasłużyłam, czy w jakimś momencie zawiodłam. Ale nie, nie obwiniam siebie. Jedyna rzecz, którą mogę sobie zarzucić, to właśnie to, że nie traktuję swoich poronień równo. To trochę tak, jakbym jedno hipotetyczne dziecko kochała bardziej, niż drugie, a przecież wcale tak nie jest. Pustka w sercu ma ten sam rozmiar, ale wiedza o tym co dalej jest jak ukojenie.
Dziś powinnam być w końcówce drugiej ciąży, a zamiast tego wysikuje kompulsywnie kolejne testy licząc, że zobaczę jakiś cień linii, mimo, że jest tak bardzo za wcześnie. Lekarze mówią, że prawdopodobnie poronię po raz trzeci, ale to mnie nie powstrzymuje. Kiedyś przecież będę mamą, muszę tylko jeszcze trochę zaczekać.
Komentarze
Prześlij komentarz